środa, 4 października 2017

Trochę o adopcji naszego psa - Tesli

Jak większość z was wie (widać to na zdjęciach i postach na blogu) wspólnie z mężem opiekujemy się trójłapkiem Teslą, który towarzyszy nam już prawie dwa lata. 

Z okazji dzisiejszego Międzynarodowego Dnia Zwierząt postanowiłam opowiedzieć historię jego adopcji.

Zdjęcie: Paulina i Tomasz - Duet Fotografów        
Od kiedy przeprowadziliśmy się z Adamem "na własne" wiedzieliśmy, że prędzej czy później zdecydujemy się na psa. Adam, jako kociarz z rodziny kociarzy (w której w momencie jego przeprowadzki mieszkały trzy koty, z czego dwa rasy maine coon, więc tak jakby jednak 4 koty, zakładając, że maine coon to 1,5 kota) był z początku przeciwny. Jednak w starciu kociarza z psiarzem wynik może być tylko jeden - bierzemy psa.

Właściwie od początku wiedzieliśmy, że zdecydujemy się na psa ze schroniska bądź fundacji. Polajkowałam więc na fejsie kilka różnych organizacji zajmujących się adopcją, które często umieszczają ogłoszenia właśnie na tym portalu społecznościowym. Wymagania mieliśmy niewielkie - pies średniej wielkości, wiek nie miał znaczenia.

Obserwowałam więc przez kilka miesięcy kolejne pojawiające się ogłoszenia, aż w końcu jedno przemówiło do mnie w sposób szczególny. Na początku października na stronie Zwierzęcej Polany znalazły się zdjęcia 1,5 rocznego trójłapka, trochę w typie labradora (aczkolwiek nie bardzo :P), który od razu skradł mi serce (to brzmi banalnie, ale dokładnie tak było!). Tesla miał wtedy na imię Luke, poza trzema łapkami (które od początku nie były dla nas żadnym kłopotem) nie miał żadnych problemów zdrowotnych, jedynie jeden dość poważny kłopot behawioralny - lęk separacyjny, z którym właściwie walczymy do dziś (z ogromnymi postępami, o czym może opowiem na blogu kiedy indziej).

Zdjęcie: Paulina i Tomasz - Duet Fotografów
 Od razu napisałam do Adama w sprawie ogłoszenia pisząc coś w stylu "ADAM MUSISZ". Po wielogodzinnych dyskusjach, analizowaniu za i przeciw zdecydowaliśmy się na telefon do domu tymczasowego, gdzie wyjaśniono nam dokładnie jakie problemy ma psiak, jak wygląda adopcja i tak dalej.

Następnie należało wypełnić ankietę przedadopcyjną. Wiele osób ma obiekcje w stosunku do takich praktyk, bo w ankietach zadaje się wiele szczegółowych pytań, które czasami mogą wydawać się kompletnie niezwiązane z posiadaniem psa. Biorąc jednak pod uwagę jak wiele zwierząt wraca z adopcji z powrotem do fundacji bądź schronisk należy chyba okazać odrobinę zrozumienia organizacjom, które chcą się przed tym uchronić.

Po ankiecie przyszedł czas na spotkania zapoznawcze - najpierw w domu tymczasowym, gdzie zobaczyliśmy jak pies zachowuje się u siebie, a także poszliśmy z nim na pierwszy wspólny spacer. Od razu zauważyliśmy, że Tesla (a wtedy Luke) porusza się trochę inaczej ze względu na swoje trzy łapki, wykonując serie skoków zamiast kroczków przy nodze. Poza tym poznaliśmy wesołego, przyjaznego psa i od razu po wyjściu byliśmy właściwie zdecydowani na adopcję. Daliśmy sobie jednak kilka dni na ostateczną decyzję.

Zdjęcie: Paulina i Tomasz - Duet Fotografów
Po telefonie do fundacji w sprawie naszej decyzji umówiliśmy się na kolejną wizytę - tym razem u nas w mieszkaniu. Tesla poznał wtedy otoczenie, wszystko obwąchał, dla fundacji była to też informacja, czy mamy odpowiednie warunki do trzymania zwierzaka. Kupiliśmy najbardziej niezbędne przedmioty, takie jak smycz oraz obroża i jedzenie, a pierwsze posłanie i zabawki (gumowy homar towarzyszy Tesli do dziś) zostały nam dostarczone przez fundację. Dwa-trzy dni później podpisaliśmy umowę i Tesla zamieszkał u nas. Tęsknota za starym domem trapiła go maksymalnie jeden dzień - szybko przyzwyczaił się do nowych warunków oraz do nas. Wtedy przed nami pozostało już tylko jedno, ale najbardziej czasochłonne i trudne zadanie, czyli wychowanie oraz trening. Ale to temat na inny wpis.

Zanim jeszcze Tesla trafił pod nasz dach wybraliśmy mu nowe imię. Wspólnie wpisaliśmy w google hasła takie jak "geek dog names" i tym podobne i przeglądaliśmy kolejne listy. Z wielu propozycji najbardziej spodobał nam się Tesla, już wcześniej uwielbiany przez nas naukowiec i wynalazca. Szybko okazało się, że imię jest dość mylące - wiele osób sądzi bowiem, że Tesla to suczka. Oraz, że to imię od nazwy samochodu. Ale to nic - momenty, w których ktoś zareaguje okrzykiem "Nikooolaaaaaaa!" są dzięki temu tylko cenniejsze.



Na koniec zachęcam do tego co zawsze - nie kupuj, adoptuj. Nie jest to, jak czasem mogłoby się wydawać, łatwa sprawa nie wymagająca od właściciela żadnej włożonej pracy i na pewno trzeba się przygotować na liczne trudności, ale w ostatecznym rozrachunku po prostu warto. Ocaliliśmy życie i dostaliśmy przyjaciela na zawsze, którego za nic w świecie nie wymienilibyśmy na innego. 

Zdjęcie: Tomasz Nowosielski

2 komentarze:

  1. super pamiętam jak go pierwszy raz widziałam ...przerażony . ale w czasie kolejnych wspólnych wyjazdów na rehabilitację chłopak brykał po aucie i rozdawał buziaki :-) naprawdę homar żyje???? pamiętam jak go dostał ode mnie to szalał :-) Cieszę się że do Was trafił i ma się świetnie .....

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękna historia. Cała się uśmiechałam czytając. Mam w rodzinie adoptowanego kota - chodząca wdzięczność, pyszczek mądry po ludzku albo bardziej. Też kiedyś adoptuję. Na razie mam" kupnego" - kocham go rzecz jasna ale danie domu zwierzakowi po przejściach jest moim marzeniem.

    OdpowiedzUsuń

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia