Gdzieś w internecie trafiłam na film z kanału Mama Lama, na którym dwie dziewczyny (Ola i Anna) wyjaśniają czemu nie po drodze im z feminizmem. Nie wiem, czy to masochizm, ale ciągle szukam i znajduję takie rzeczy, czytam, słucham, a potem chce mi się dyskutować. Stąd ten post, który może do autorek filmiku dotrze. A jeśli nie, to chociaż może do kogoś, kto ma podobne poglądy.
Pomijam w swoim wpisie celowo kwestie dotyczące błędów jakie dziewczyny popełniają w wypowiedziach (np. obrzezywanie), bo to coś czego pewnie najłatwiej się uczepić, a jednocześnie w tej sprawie nie ma to kompletnego znaczenia. Poza tym - niech pierwszy rzuci kamień ten, kto nigdy się nie pomylił. Zwłaszcza mówiąc, a nie pisząc, kiedy nie masz okazji tego i owego poprawić (no chyba, że chcesz się godzinami bawić z montażem).
Co właściwie znaczy feminizm
Na początku autorki filmiku mówią o różnych znaczeniach słowa feminizm. Dla mnie jest tylko jedno znaczenie słowa feminizm, nie jakieś dawne i współczesne. I to właśnie dzięki feministkom Ania może robić wszystko to, o czym wspomina w filmie - mieć pracę, nosić spodnie i ściąć włosy na krótko (chociaż Ola faktycznie później zauważa, że dzięki feministkom np. możemy się uczyć, czy też posiadać własne pieniądze lub głosować). I nie wiem jaką Ania ma babcię (bo wspomina, że dla babci jest w związku z robieniem tych wszystkich rzeczy mega feministką), bo te wszystkie elementy były już obecne w pokoleniu naszych babć i nie były wtedy niczym dziwnym…Szkoda, że zdaniem pań feministyczne małżeństwo polega na tym, że “nie gotujesz, bo nie, bo masz prawo”. Zaskoczę was - feministyczne małżeństwo polega wyłącznie na tym, że ustalamy partnerskie zasady i nikt nie jest do niczego zmuszany. Np. w moim domu wiemy, że mój mąż lepiej gotuje, a ja mogłabym spalić kuchnię, więc to on przygotowuje większość posiłków, a ja robię to wtedy, kiedy sytuacja tego wymaga - np. teraz, kiedy jestem całe dnie sama z dzieckiem, które już nie może przeżyć na samej piersi (czasami chciałoby się powiedzieć - szkoda), więc ogarnęłam wrzucanie warzyw na parę, robię owsianki i kilka innych podstawowych rzeczy. Poza tym całkiem nieźle robię ciasta i ciastka, więc też czasem sobie pozwalam. Podsumowując - żona feministka, to nie taka osoba, która nie gotuje z zasady, to taka osoba, która rozumie, że w domu każdy ma równe prawa i równe obowiązki, a ich podział zależy od partnerów, a nie od społecznie narzuconych nam ról. Gdybym potrafiła lepiej gotować pewnie byłabym w kuchni częściej, ale cóż - Najwyższy jak widać rozdaje talenty niezbyt po równo.
I ponownie - Ania mówi, że nie jest “feministką w tym współczesnym świecie, bo to by oznaczało szereg rzeczy, z którymi się nie zgadza”. Bycie feministką oznacza bycie zwolenniczką równości praw mężczyzn i kobiet. Jak brzmi słynne zdanie - to radykalne założenie, że kobiety to też ludzie. Powiedz mi proszę, z którą częścią tych naprawdę niecodziennych stwierdzeń się nie zgadzasz?
Gdzie ta dyskryminacja?
Ola stwierdza, że nie zgadza się z feminizmem, bo zakłada on, że kobiety są i były dyskryminowane. Zauważa, że owszem kobiety są nadal dyskryminowane, bo np. są oblewane kwasem, ale to “na Bliskim Wschodzie, albo gdzieś tam dalej”. Podobnie obrzezanie - nas to przecież nie dotyczy. Owszem, dotyczy. To się dzieje również w Europie, w Stanach. Poza tym, to nie są jedyne objawy wciąż istniejącej dyskryminacji wobec kobiet, chociaż te należą do najbardziej ekstremalnych.Potem rezolutnie dodaje, że w Polsce nie ma dyskryminacji, no ale “zależy z kim się zadajesz, bo są faceci seksiści”. No to jest ten seksizm, czy go nie ma, bo się pogubiłam?
Zdaniem pań społeczeństwo w Polsce nie dyskryminuje kobiet. Otóż społeczeństwo to nie jest jednorodny twór, który zachowuje się w całości tak samo. A w tym społeczeństwie nadal dyskryminuje się kobiety i wcale nie jest to margines, wcale nie trzeba daleko szukać. Wystarczy zajrzeć do dużych mediów, obejrzeć reklamy, wyjść na ulicę, cokolwiek. I nawet jeśli w literze prawa (choć też nie całkiem) wydaje się, że jesteśmy równe mężczyznom, to w życiu wcale tak nie jest - a życie to nie tylko spisane prawo, więc nadal jest o co walczyć.
Panie dyskutują też o różnicy płac, słusznie zauważając, że kobieta i mężczyzna na tym stanowisku powinni zarabiać tyle samo. Co do liczby kobiet w rządzie, o czym wspominają, - nie, nie zależy to tylko od motywacji i kompetencji, bo listy wyborcze tworzą mężczyźni i umieszczają na nich mężczyzn. Częściowy parytet bądź całkowity parytet w wielu krajach (również w Polsce) pozwolił na zmianę tej sytuacji bez utraty kompetencji i zdolności pracowników. W części krajów, gdzie kiedyś pomagano wprowadzić równość parytetem przestało być to po jakimś czasie konieczne, bo kobiety w polityce stały się normą. Zresztą - kobiety to połowa społeczeństwa, wypadałoby, żeby chociaż trochę kobiet reprezentowało interesy tej połowy społeczeństwa. Podobnie w firmach, właściciele sami powinni chcieć, aby uwzględniano wszystkie perspektywy - różnorodność wpływa tylko pozytywnie na wyniki i to akurat nie raz sprawdzono.
Kolejny postulat dziewczyn z filmu to to, że nie można wsadzić wszystkich kobiet do jednego wora, bo nie wszystkie kobiety mają takie same potrzeby - i tu się zgadzam! I na przykład - nie każda kobieta chce założyć rodzinę, nie każda kobieta chce pracować, nie każda chce być w związku z mężczyzną i tak dalej. I to właśnie feminizm dąży do tego, żeby kobiety mogły wybierać bez konsekwencji np. w postaci ostracyzmu społecznego.
Ja czy my
Zdaniem autorek filmu feministki same ze sobą by się nie we wszystkim zgodziły - i to według Oli i Ani jest problem feminizmu. Moim zdaniem to nie jest żaden problem. Feministki to ludzie i mają różne poglądy na wiele spraw, nie we wszystkim muszą być zgodne, ważne, że zgadzamy się co do jednego - mężczyźni i kobiety powinni być równi. Jak widać jest to pojęcie dość ogólne, więc tak, istnieją różne feminizmy i czasem walczymy o różne sprawy, ale najczęściej idziemy wspólnie w marszach, bo wciąż walczymy o rzeczy, zdawałoby się, podstawowe, które nas łączą.Jak twierdzi Ola, feminizm ma w swoim założeniu “ja” w centrum - tu chciałabym po prostu wiedzieć, skąd ten wniosek. Źródło poproszę. Bo mi się jednak wydaje, że to ruch dość mocno ukierunkowany na pomoc innym i kolektywistyczny. Potoczne stwierdzenie, że to robienie z siebie ofiar nie poparte w sumie żadnymi dowodami mnie nie urządza (czy robieniem z siebie ofiar jest np. umacnianie pozycji dziewczynek?). A co jest złego w tym, żeby walczyć o więcej praw, o czym też wspominają w negatywnym sensie, to już kompletnie nie rozumiem. O ile nikomu one nie szkodzą to tak, walczmy o więcej praw. Więcej praw dla kobiet, dla mężczyzn, dla dzieci, dla osób LGBT, dla wszystkich. Żeby wszystkim żyło się lepiej.
Po prostu “prove them wrong” - przekonuje nas Ola i Ania. Tak, zgadzam się, ale czasami to nie wystarczy. Kobiety, również w Polsce, wciąż słyszą na rozmowach o pracę pytania o rodzinę i dzieci. Wciąż są zwalniane z powodu zajścia w ciążę. Lekceważone w sądach i na policji, kiedy zgłaszają gwałt. Traktowane jak kawał mięsa przy porodach. Molestowane w miejscu pracy, w szkole. I tak dalej, i tak dalej. Tu nie wystarczy swoją pracą i talentem udowodnić, że ktoś nie ma racji. Tu potrzeba zmiany mentalności i systemu, czasem prawa. I to nie jest biadolenie, że jesteśmy ofiarami i szukanie winnych. Kobiety po prostu bardzo często są traktowane gorzej niezależnie od tego jak mocno się starają albo są ofiarami i najczęściej w tych sytuacjach jest jakiś winny, któremu niejednokrotnie uchodzi to na sucho. Nawet jeśli walczą, nawet jeśli próbują udowodnić, że ktoś się myli. Ale dziewczyna z filmiku strzela lepiej niż faceci, więc wszystko jest ok.
Na problem noszenia szafy naprawdę nie ma co strzępić języka. Jeśli dla kogoś feminizm i walka o prawa kobiet sprowadza się do tego, kto gdzie wnosi szafę to chyba nie ma o czym rozmawiać.
To nie jest coś złego, że w czymś jesteśmy gorsi - oczywiście, że tak. Warto mieć świadomość swoich słabości i prosić o pomoc. Tylko, że one nie mają nic wspólnego z płcią. To, że jestem kobietą nie sprawia, że z automatu jestem gorsza z matmy. A to, że ktoś jest facetem, nie oznacza, że nie maluje paznokci albo że jest silny fizycznie.
“Nie do końca wiem o co współczesny feminizm tak do końca walczy” - mówi Ania. Właśnie. I to chyba zamyka dyskusję o tym filmie. A na pewno powinno zamknąć usta komuś, kto chce zrobić filmik o feminizmie.
I znowu - “osobiście nie czułam się dyskryminowana” - ogłaszają dziewczyny. Ale wy, to nie wszyscy. I kto tu jest zorientowany na “ja”?
Ola radzi też nam, że jeśli facet ci przerywa, to możesz go upomnieć, ale “z pełnią pokory” i przepraszając. Bo rozumiem, że inaczej to by się obraził? A to podobno feministki tak się strasznie obrażają. Żeby była jasność - jak ktoś mi przerywa, jest dla mnie chamski, czy w jakikolwiek sposób zachowuje się źle to odpowiadam stosownie do sytuacji - kulturalnie, ostro, zależy co się dzieje. Ale na pewno nie “z pełnią pokory”.