żródło: conchitawurst.com |
Po pierwsze - po Conchicie było miejsce jeszcze na Jamalę, ukraińską wokalistkę, która nie tylko świetnie śpiewała, ale wykonywała też bardzo emocjonalną piosenkę z ważnym przekazem politycznym. Jamala wygrała konkurs w zeszłym roku, dwa lata temu wygrana przypadła Månsowi Zelmerlöw, który zaśpiewał popowy hiciorek "Heroes".
Po drugie, kiedy trzy lata temu konkurs wygrała Conchita Wurst, też wygrała muzyka - piosenka była dobra jak na pompatyczny pop, a wokal Wurst opiewa na ponad dwie oktawy, co wcale nie zdarza się tak często. Owszem, osobowość wokalistki też na pewno miała znaczenie, a wiele głosów było "politycznych", ale co by nie mówić - muzyka nadal była wygrana (chociaż wiadomo, Eurowizja to nie jest miejsce do szukania ambitnej muzyki, raczej dobrych wokalistów i niezłego popu, a do wszystkiego trzeba podejść z dystansem).
Po trzecie - naprawdę nie rozumiem wszystkich tych słów oburzenia, które słyszałam chociażby na imprezie eurowizyjnej, na którą wybrałam się w sobotę. "Przecież to facet, który chciał być babką!" - no i? Co to zmienia w życiu osób, które tak głośno krzyczą, że każdy ma być tym, kim się urodzi? Jak to na nich wpływa? A już ostatecznie - skąd ta pewność, że każdego dobrze identyfikują? Widzą tylko to, kim się przedstawia i jak dla mnie każdy może się przedstawiać tak, jak tego chce (Conchita Wurst dla swojej osobowości scenicznej używa żeńskich zaimków, w życiu prywatnym - męskich, jak wiele drag queens). Tylko dana osoba może stwierdzić, jak mamy się do niej zwracać i jak chce być widziana (tym bardziej, że większość ludzi rodzi się nie spełniając wszystkich cech danej płci). Nie wiem, czemu tę decyzję miałby podejmować ktokolwiek inny i czemu miałby czuć dyskomfort z tego powodu.
Pomijam już to, że Conchita Wurst to nie pierwszy drag na Eurowizji. Warto przypomnieć chociażby Verkę Serduchkę, reprezentantkę Ukrainy z 2007 roku, która w tym roku również pojawiła się na wielkim finale.
Po drugie, kiedy trzy lata temu konkurs wygrała Conchita Wurst, też wygrała muzyka - piosenka była dobra jak na pompatyczny pop, a wokal Wurst opiewa na ponad dwie oktawy, co wcale nie zdarza się tak często. Owszem, osobowość wokalistki też na pewno miała znaczenie, a wiele głosów było "politycznych", ale co by nie mówić - muzyka nadal była wygrana (chociaż wiadomo, Eurowizja to nie jest miejsce do szukania ambitnej muzyki, raczej dobrych wokalistów i niezłego popu, a do wszystkiego trzeba podejść z dystansem).
Po trzecie - naprawdę nie rozumiem wszystkich tych słów oburzenia, które słyszałam chociażby na imprezie eurowizyjnej, na którą wybrałam się w sobotę. "Przecież to facet, który chciał być babką!" - no i? Co to zmienia w życiu osób, które tak głośno krzyczą, że każdy ma być tym, kim się urodzi? Jak to na nich wpływa? A już ostatecznie - skąd ta pewność, że każdego dobrze identyfikują? Widzą tylko to, kim się przedstawia i jak dla mnie każdy może się przedstawiać tak, jak tego chce (Conchita Wurst dla swojej osobowości scenicznej używa żeńskich zaimków, w życiu prywatnym - męskich, jak wiele drag queens). Tylko dana osoba może stwierdzić, jak mamy się do niej zwracać i jak chce być widziana (tym bardziej, że większość ludzi rodzi się nie spełniając wszystkich cech danej płci). Nie wiem, czemu tę decyzję miałby podejmować ktokolwiek inny i czemu miałby czuć dyskomfort z tego powodu.
Pomijam już to, że Conchita Wurst to nie pierwszy drag na Eurowizji. Warto przypomnieć chociażby Verkę Serduchkę, reprezentantkę Ukrainy z 2007 roku, która w tym roku również pojawiła się na wielkim finale.
W 2002 roku zaś Słowenię reprezentowała cała grupa w dragu - Sestre.
Na koniec jeszcze gratulacje dla zwycięzcy, Portugalczyka Salvadora Sobrala, który wyglądał jak Hozier, ale śpiewał znacznie lepiej od niego, inspirując się chyba nieco, jak ktoś słusznie zauważył, Devendrą Banhartem. Wygrana zasłużona i do zobaczenia za rok - w Lizbonie.
Na koniec jeszcze gratulacje dla zwycięzcy, Portugalczyka Salvadora Sobrala, który wyglądał jak Hozier, ale śpiewał znacznie lepiej od niego, inspirując się chyba nieco, jak ktoś słusznie zauważył, Devendrą Banhartem. Wygrana zasłużona i do zobaczenia za rok - w Lizbonie.