czwartek, 29 października 2020

Nie wszystko jest czarno-białe, czyli historia Andrei Yates

Przy wszystkim co się dzieje w kraju, czego nie mam sił komentować (zresztą mnóstwo osób już to zrobiło bardzo celnie), chciałabym wam tylko opowiedzieć pewną historię, która mi się przypomniała. 

Historię Andrei Yates. 

"bathtub" © 2009 Quek Tengwan, CC BY-SA 2.0 https://flic.kr/p/6DG5y6

Amerykanka Andrea Kennedy jako nastolatka, chociaż odnosiła ogromne sukcesy w nauce i w sporcie, jak to bywa przy tak ogromnej presji, cierpiała również na depresję oraz bulimię, będąc zaledwie 17-latką mówiła już o tym, że myśli o samobójstwie. 


Potem, już jako pracująca pielęgniarka, spotkała mężczyznę swojego życia. Z Russellem Yatesem po kilku latach związku, w 1993 roku, wzięła ślub. Na prawo i lewo rozpowiadali, a właściwie głównie Russell jako dość radykalnie wierzący, że chcą spłodzić tyle dzieci, na ile pozwoli im natura. Plan wdrożyli szybko i intensywnie w życie, bo Andrea rodziła jedno dziecko po drugim. 


Po czwartym dziecku, a może wcześniej, ale o tym wiemy, problemy psychiczne ponownie dały o sobie znać. Andrea trzęsła się, gryzła palce i podjęła próbę samobójczą - przedawkowała tabletki. W szpitalu przepisano jej antydepresanty i wypuszczono do domu, gdzie od razu błagała męża, aby dał jej umrzeć przykładając sobie nóż do szyi. Trafiła więc do szpitala ponownie, tym razem zapewniono jej potężną dawkę leków - wydawało się, że chwilowo udało się ją ustabilizować. 


Jednak już miesiąc później miała ponowne załamanie nerwowe - zakończyło się ono dwiema próbami samobójczymi i kolejnymi wizytami w szpitalu. W końcu udało się postawić diagnozę - cierpiała z powodu psychozy poporodowej. Psychoza poporodowa to nie to samo co depresja poporodowa, a na pewno nie to samo co baby blues. To bardzo ostra odmiana zaburzeń psychicznych związanych z porodem, które mogą powodować między innymi halucynacje, czy też katatonię. 


Jak możecie się domyślać, psychiatra wyraźnie zaleciła, aby Andrea nie rodziła więcej dzieci, ponieważ może to znacznie pogłębić jej problemy psychiczne. Jednak fundamentalista, jakim był Russell, miał na ten temat inne zdanie. Siedem tygodni po wyjściu ze szpitala po namowach męża (między innymi komplementował ją jako świetną matkę) para poczęła piąte dziecko, pierwszą córkę, która urodziła się nieco ponad rok po jej próbach samobójczych. Przez kilka miesięcy wydawało się, że Andrea radzi sobie całkiem nieźle. Jednak w marcu 2001 roku zmarł jej ojciec, a Andrei znacznie się pogorszyło. 


Kobieta przestała przyjmować leki. Zamiast tego zaczęła się samookaleczać, a także z zapałem studiować Biblię (co akurat samo w sobie nie jest niczym złym). Przestała jednak także karmić swoje własne, najmłodsze, kilkumiesięczne dziecko, a raz niemal je udusiła próbując dziewczynce podać na siłę pokarmy stałe. W końcu była tak niezdolna do funkcjonowania, że wymagała kolejnej hospitalizacji. Ponownie rozegrała się ta sama historia - wyleczona, wypuszczona. Po miesiącu w stanie bliskim katatonii napełniła w ciągu dnia wannę po brzegi. Psychiatra, do którego wtedy trafiła, ocenił, że chciała się utopić. Zalecił też rodzinie, aby obserwowała Andreę non stop, nie spuszczała jej nigdy z oka, ze względu na ryzyko skrzywdzenia siebie lub dzieci. 


Początkowo obowiązkami dzielili się mąż i jego matka. Jednak Russell nie uważał, że matka może zarzucać swoje “matczyne obowiązki” i polegać na innych. Opowiadał więc rodzinie, że chce spróbować zostawiać swoją własną żonę, będącą w fatalnym stanie psychicznym, po kilku próbach samobójczych i z wyraźnym zaleceniem, aby tego nie robić, na godzinę lub dwie dziennie. Próbować zostawiać na trochę można psa, który przyzwyczaja się do nieobecności właściciela, a nie człowieka, który potrzebuje pomocy. Russell był jednak innego zdania. Chciał wspierać “niezależność” małżonki. Poza tym twierdził, że ludziom z depresją potrzebny jest po prostu “kop w dupę”.


I tak też wyszedł z domu w czerwcu 2001 roku, miesiąc po ostatniej hospitalizacji żony zostawił ją samą na godzinę. W tym czasie Andrea ponownie w stanie niepoczytalności (co potem udowodniono w sądzie i z więzienia przeniesiono ją do szpitala psychiatrycznego) napełniła do pełna wannę. Tym razem jednak wypełniła swój plan do końca. W czasie tego krótkiego okienka zdążyła utopić wszystkie swoje dzieci, a potem ułożyć obok siebie na łóżku. Najmłodsze umieściła w ramionach starszego. Sama zadzwoniła na policję, chociaż nie potrafiła powiedzieć dlaczego. Potem zadzwoniła do męża prosząc, aby wrócił do domu. Później, już w więzieniu, wyjaśniała psychiatrom, że czuła, że nie sprawdza się jako matka, przez co jej dzieci nie rozwijają się prawidłowo. - To był siódmy grzech śmiertelny. Moje dzieci nie były prawe. Popełniały błędy, ponieważ byłam zła. Przez sposób, w jaki je wychowywałam, nigdy nie miały szans na zbawienie. Były skazane na śmierć w ogniu piekielnym - mówiła. 


Russell upierał się w trakcie trwania procesu, że żona zostanie uznana za niewinną. Fantazjował o tym, że jak tylko się wyleczy, będą mieli więcej dzieci - jeśli Andrea sama ich nie urodzi to skorzystają z usług surogatki albo adoptują. Kiedy w końcu pogodził się z rzeczywistością wystąpił o rozwód (w końcu żona pozostawała w zamknięciu), ponownie wziął ślub i zrobił dziecko kolejnej kobiecie.


Wynoszę z tego przede wszystkim kilka lekcji - radykalizm i narzucanie innym swojego zdania czy sposobu życia do niczego dobrego nie prowadzi. A historie ludzkie nigdy nie są czarno-białe. Aborcja to też nie zawsze jest prosty wybór między życiem a śmiercią. Czy w przypadku Andrei, jeśli chciałaby przerwać piątą ciążę, możemy mówić o przesłance dotyczącej zagrożenia życia? Czy ktoś zauważyłby, że w tej sytuacji doszło gwałtu - w końcu mowa o namowie do seksu kobiety, która nie była do końca poczytalna?


Poza tym - jeśli kobiety mają rodzić dzieci i chcieć to robić (i robić to bezpiecznie dla siebie i tych potencjalnych dzieci), potrzebują od państwa opieki. Nie tylko finansowej. Potrzebują też dobrej opieki okołoporodowej, ochrony zdrowia (również psychicznego), godnych urlopów rodzicielskich (również dla ojców, bo dwa tygodnie to jednak trochę kpina), a także porządnej edukacji seksualnej. Bo to między innymi dzięki niej można się dowiedzieć nie tylko jak zrobić dziecko, z czym się wiąże posiadanie dziecka, jak potem zadbać o siebie po jego urodzeniu (fajnie by było jakby w szkołach mówiło się także o tym, że organizm kobiety potrzebuje czasu na regenerację fizyczną i psychiczną po porodzie i to nie jest kilka miesięcy) czy odwrotnie - dobrze się zabezpieczyć, ale również, że nie musisz spełniać cudzych zachcianek. Możesz powiedzieć nie. Możesz opuścić układ, który ci nie pasuje albo próbować ratować z niego swoją siostrę, czy córkę. W historii Andrei przewija się, że jej rodzina była zszokowana tym, że Russel chce mieć więcej dzieci, jak również tym, że chce zostawiać ją z nimi samą po kolejnych próbach samobójczych. Ale nikt jej stamtąd nie zabrał, nie pomógł. Nie wiem dlaczego. Ale chcę wierzyć, że większa świadomość i wiedza mogłyby jej pomóc. 


Ja sama nigdy nie byłam i mam nadzieję, że nigdy nie będę w sytuacji, w której muszę wybierać. Mogę sobie tylko deklarować, co bym wtedy zrobiła, ale to wszystko pozostaje pustą deklaracją. Wiem jedno - nie mogę nikomu narzucać tego, co ma zrobić. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia